środa, 28 września 2011

CERN zaczyna się tu

Siedzę sobie na szkoleniu "CERN Openlab / Intel Autumn 2011 Computer Architecture and Perfomance Tuning Workshop" i stwierdzam, że jednak coś ten CERN sobą reprezentuje. Chyba muszę się wycofać ze stwierdzenia, że nawet jak trafią na Higgsa to się nie zorientują. Dwudniowy cykl wykładów i ćwiczeń jest naprawdę mięsisty. Wyciskają z tych procków co się tylko da. Wczoraj było bardziej hardware'owe podejście - tweakowaliśmy operację mnożenia macierzy sprawdzając ile cyklów procesor poświęcił tej operacji, ile było cache missów, ile cyklów trzeba było poświęcić na wykonanie jednej instrukcji - kosmos. Dziś bardziej software'owe podejście - tak mi się wydaje. Jak pisać kod który zostanie wykonany przy wykorzystaniu instrukcji wektorowych, o systemie operacjach i arytmetyce w IEEE754-2008 ( floating point ). Aktualnie wykład o NUMA, ale francuz ma taki akcent że ledwo go rozumiem. Przede mną optymalizacją kodu C++ i coś o kompilatorach - jak dla mnie CERN zaczyna się tu :)

Relacja z weekendowej wycieczki w produkcji ;)

poniedziałek, 19 września 2011

Wypad do Bex

Przed zaplanowanym wyjazdem do Bex należało dokonać niezbędnych przygotowań. Pierwszym i najważniejszym było zdobycie "Half-Fare card" na koleje. Karta umożliwia zakup biletu za połowę nominalnej ceny. Za 1 rok trzeba zapłacić 135CHF, ale mając na uwadze zaplanowane eskapady stwierdziłem, że jak najbardziej mi się to opłaci tymbardziej, że za przejazd z Genewy do Lecerny trzeba zapłacić nominalnie XXX CHF. Celem nabycia karty udałem się do najbliższej budki (dosłownie) kolei szwajcarskich która znajdowała się w centrum handlowym. Na miejscu zostałem zaskoczony świetna angielszczyzną i tym, że wszystko mogę załawić w tym jednym miejscu, będącym "straganem" w jakimś centrum handlowym. Z uwagi na to, że wyprodukowanie prawdziwej karty trwa wiecej niż 3 minuty dostałem kartę tymczasową - papierową. Właściwą mają przysłać pocztą.

Całkowicie przy okazji odwiedziłem sklep z kawą - Nespresso. Gdy tam wszedłem zacząłem sie zastanawiać czy nie pomyliłem drzwi, a jak zobaczyłem pracujacyh ludzi to czy przypadkiem nie jestem nieodpowiednio ubrany. Kawa chyba przeznaczona do ekspresów ciśnieniowych, sprzedawana jest w podłużnych, małych kartonach:
Załapałem się również na degustację, ale chyba nie potrafię docenić walorów smakowych jakiejkolwiek kawy.

Przypadkiem trafiłem do sklepu sportowego. Wszedłem z zamiarem sprawdzenia jak wyglądają ceny sprzętu wspinaczkowego ( podobno wychodzi to lepiej niz w Polsce ), wyszedłem z zupełnie nie wiem do czego mi potrzebnym 13l wodoszczelnym workiem z siliconowanej Cordury. Generalnie wyprzedaży nie było, więc ceny po przeliczeniu wychodzą nieco większe niż w polsce, ale stosunek do wynagrodzenia jest dużo lepszy.

Rowerowa wyprawa z Bex miała zacząć się od zlapania pociągu o 6:47. Jednak rzut oka na okno sprawił, że spokojnym sumieniem można było pospać do 6.30 - lało. Pierwsze niepowodzenie mieliśmy zaliczone. Drugie należało wyłącznie do mnie. Jeszcze zanim dojechaliśmy na stacje kolejową zaliczyłem ślizg na przejściu dla pieszych, było bardziej ślisko niż sądziłem. Oprócz kilku zadrapań ucierpiał rownież licznik rowerowy - rozlał się wyświetlacz. Potem nie było już tak źle, wysiedliśmy w Bex i zaczął się podjazd. Odwedziliśmy miejscowość 3Torrenty, minął nas autobus z bagażnikiem wypełnionym rowerami - ewidentne buraki i cieniasy musiały być na pokładzie - i zlapała nas ulewa. Już na sam koniec, na wypłaszczeniu zmuszeni byliśmy zjechać do betonowego garażu i przeczekać - jedyne 40min. Dalej było już z górki, zrobiło się też trochę cieplej i wyszło słońce - wyprawa udana. A to tylko rozgrzewka przed najbliższym weekendem...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Codename: "Pimp my bike: Prolog"
Route: runkeeper   
Photos (by me and Pimp): picassa
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

poniedziałek, 12 września 2011

Do pracy rodacy

Urlop dobiegł końca i dziś znowu musiałem przyjść na 8.30 do mojego przestronnego biura celem 8 godzinnego pracowania. Niejmniej jednak czas spędzony w kraju chyba nie mógł być lepiej zorganizowany. W końcu udało mi się wziąć udział w kursie wspinaczkowym, a także dostać papierek uprawniający do odbycia kolejnego. W Warszawie spędziłem w sumie 2 dni. Wiele spraw udało się załatwić, nie wszystkie ale mogło być znacznie gorzej.
Powrót do kraju nieobył się bez niespodzianek. Długa kolejka do jedynego stanowiska kontoli bezpiczeństwa sprawiła, że z loniskowego głośnika usłyszałem swoje nazwisko ponagalające do stawienia sie przy odpowiedniej bramce. Ciekawa była reakcja pracowników portu, poczułem sie jakbym kończył finałowy bieg na 600m na pierwszej pozycji. Generalnie wsiadłem do samolotu z paskiem od spodni jeszcze w rękach.
W Amsterdamie zmuszony byłem zwiedzić lotnisko, bramki B i D dzieli chyba największa możliwa odległość. Czasu było sporo ale dla odmiany wsiadłem do samolotu jako jeden z pierwszych.
Początkowe turbulencje okazały sie wynikiem nadciągającej burzy. Na wysokości kilku kilometrów wszystko stało się jasne - widać było wielką buzową chmurę w której co średni pół sekundy dochodziło do wyładowania - niezły widok. W nagrodę za bycie dzielnym dostałem na pokładzie małego Heinekena.

>> PHOTO <<