poniedziałek, 25 lipca 2011

Weekend

Tym razem wziąłem udział w wydarzeniu kulturalnym mianowicie corocznym muzyczny CERN'owym festiwalu Hadronic w tym roku oznaczonym numerem 2011. Ciekawostką jest, że grają zespoły złożone wyłącznie z pracowników CERN. Pojawił się również polski akcent w postaci grupy której 60% składu stanowią polacy - Miss Proper and Moving Targets. Co by było zabawniej, w czasie imprezy obowiązywała inna waluta - Lepton - wart 2EUR lub 3CHF - kurs iście zbójecki.






W sobotę natomiast wybrałem się na rower, zdobyć kolejny szczyt. Jak zwykle przeceniłem swoje możliwości i od połowy podjazdu myślałem co będę robił jak już będę z powrotem na dole. Nie dość, że przewyższenie było podobne do poprzedniego to droga była gorsza - leśna. Na szczycie spotkało mnie stado krów, jak one tam wlazły?



Droga na szczyt

To zdjęcie podoba mi się szczególnie. Tor wygląda zabójczo, niestety był zamknięty - wrócę tu w sezonie 

Szczyt

Tradycyjnie, wycieczka udokumentowana, zarchiwizowana na Runkeeper'rze. Trzeba będzie popracować nad tempem, ale tym razem to ewidentna wina krów które nie bardzo było wiadomo jak omijać. Nie dość że stadko stoi na drodze, to jak próbowałem je bokiem ominąć wszystkie musiały na mnie złowrogo patrzeć. Pewnie dlatego ten kawałek drogi chyba był zamknięty, ale tablice były francusku, więc nie byłem pewny...

Z zdjęć nie usuwałem znaczników GPS, więc o ile Google samo tego nie zrobiło, to można zobaczyć gdzie to dokładnie zostało zrobione.

wtorek, 19 lipca 2011

Muzyka, gryyy, programyyyyy...

Myślę że do września będę miał pól internetu na pendrive'ie - true "A few seconds remaining". Trzeba potwierdzić jakimś filmem :)

sobota, 16 lipca 2011

To tu to tam

Dzisiejszą wycieczka nosiła charakter turystyczno-krajoznawczo-ekonomicznej. W końcu, po tylu próbach udało mi się zobaczyć tę słynną fontannę Jet d'Eua. Faktycznie robi wrażenie. Nie wiało dziś mocno, ale wystarczyło 5 sek w utworzonej mgiełce aby być całkowicie mokrym. Słońce paliło więc skorzystałem z okazji i zaznałem tej niewątpliwej przyjemności :) FOTO

Odwiedziłem również lokalny (Szwajcarski) MediaMarkt. Elektronika w przeliczeniu na złotówki nie zawsze wychodzi taniej, ale stosunek ceny do zarobków to jest tu znacznie korzystniejszy. Niestety, ktoś kto w odniesieniu do Polski powiedział "ceny zachodnie, płaca wschodnia" miał rację. Aż wstyd wrócić bez nowego sprzętu:





Ale głównym celem wycieczki było zupełnie coś innego. Znaleźć 3 niezwyczajne samochody na ulicach Genewy. Nie chodzi tu o żadne Mercedesy, BMW czy Audi. Nawet Porshe nie kwalifikuje się już do tej grupy, bo generalnie sporo ich jeżdzi ( również Panamera ). Celem było coś z wyższej półki. Algorytm dość prosty. Zatrzymać się w dogodnym miejscu i robić zdjęcia. Ty miejscem są oczywiście hotele (skłamałbym gdybym powiedział że odwiedziłem więcej niż jeden - Kempinski - jakby ktoś bym zainteresowany pokojem). Efekty w galerii FOTO

czwartek, 14 lipca 2011

Climbing World Cup in Chamonix

Korzystając z okazji udałem się wczoraj do Chamonix, celem zobaczenia zawodów we wspinaniu. Mimo, że pogoda dość tandetna, widzów nie brakowało. Skromna galeria z tegoż wydarzenia dostępna tu.
Tym samym, przejechałem się Szwajcarsko-Francuskimi autostradami , muszę przyznać dziur nie ma, ale na radary trzeba uważać ;)

wtorek, 12 lipca 2011

Bank stuff

Dostałem dziś kolejną, trzecią już paczuszkę z banku UBS. Czwarta czeka na poczcie, o czym poinformowany zostałem e-mailem. Podobno kurier/listonosz mnie nie zastał - to zależy gdzie szukał... W pierwszym liście dostałem kod PIN do karty, w drugim kartę. Tym razem dostałem urządzenie z kolejną kartą do autoryzacji transakcji bankowych. Po włączeniu prosi o podanie PIN. Wpisałem ten który miałem. Dwa razy. Została mi jeszcze jedna próba. Jutro zobaczę co czeka na poczcie.

Wypłata pierwszej pensji z góry jest trochę zabawna. Oczywiście wystąpiłem o nią z racji kursu franka. W praktyce działa to tak że mogą wypłacić max 80% i bank pobiera od tego jakąś prowizję ok 20CHF. Pieniędzy nie dostaje się na konto - są wypłacane w gotówce w okienku banku. W rezultacie mam na koncie debet :) Każda wypłata kosztuje 2CHF więc nie ma się rozdrabniać na małe kwoty. Aby wszystko dograć trzeba odwiedzić dwie miłe panie, więc generalnie nie ma z tym żadnego problemu.

EDIT 14 LIPCA:
Odebrałem PIN - dał radę. Kartę trzeba dopchnąć, chował się wtedy cała i można korzystać z urządzonka. Udało mi się zalogować. Piękny debet o którym wspomniałem jest wyróżniony na czerwono. Wygląda na to że maszynki będę potrzebował do każdego logowania i do potwierdzania przelewu wykonywanego do danej osoby pierwszy raz...

poniedziałek, 11 lipca 2011

Dzień #11

Po obowiązkowej wizycie w lokalnej służbie zdrowia, pani doktór z rozbrajającą szczerością przyznała, że wzrok mam słaby nawet w okularach. A pamiętam, że na pierwszym semestrze z końca auli byłem wstanie rozpoznać hieroglify pisane przez dr. Stróżynę. Te czasy minęły bezpowrotnie i wraz z kolejnymi semestrami awansowałem w rzędach w stronę tablicy. Podobno, ubezpieczenie którym jestem objęty umożliwia mi kupienie nowych okularów za 10% ich wartości - może warto spróbować.

Obiad wydają do godziny 13.30, po tej godzinie nie ma czego szukać o czym boleśnie się dziś przekonałem :(

Zauważyłem, że jak dotychczas Genewa i okoliczne miasteczka dysponują 2 rodzajami pogody. Albo słońce świeci tak że dłuższe przebywanie poza cieniem grozi odwodnieniem udarem i poparzeniem, albo po prostu pada i wtedy lepiej na zewnątrz nie wychodzić, jednak ze znaczną przewagą tego pierwszego. Pozytywne są za to poranki i wieczory chłodne i przyjemne. Mimo odległości  ( może w linii prostej nie jest tak daleko, ale przejazd przez miasto jest tragiczny ) udało mi się dziś zaliczyć drugą kąpiel w jeziorze Genewskim.

"Rozległe" tereny zielone wewnątrz CERN czasami wymagają przycięcia trawy i wycięcia chwastów. Stąd prawdopodobnie panowie z kosiarkami. Kawałek dalej, przy ulicy Enrico Fermi (geometrycznie, mniej więcej środek CERN'u Szwajcarskiego) spotkałem za to dużo poważniejszy sprzęt. Ciekawe czy do przeprowadzenia takich prac potrzebny był przetarg.:

Zawsze pod górę

Wraz z nastanie weekendu postanowiłem wykorzystać mój drogo sprowadzony rower i wyruszyć na szlak. Trasę znalazłem na stronie bikemap.net - wyglądało w sam raz na moje możliwości. Wszystko szło dobrze dopóki nie nastąpił główny punkt wycieczki a mianowicie podjazd. Droga była tak długa i kręta, cały czas pod górę, żadnego wypłaszczenia - dosłownie nic. Nie trwało długo zanim doszedłem do wniosku, że jest to dość wysublimowana próba samobójcza. Przy przebieraniu nogami trzymała mnie tylko myśl, że przecież w końcu będzie musiało być z górki. Ale oczywiście nie mogło być tak jak sobie zaplanowałem. Przy jakiejś okazji musiałem zaimportować od kolegi trochę rowerowego szczęścia. Ruszając już ze szczytu, nie ujechałem 10min kiedy zauważyłem że tyłem roweru "miota jak szatan" - oczywiście, pękła dętka. Całe szczęście miałem jedną na wymianę. Brakowało za to pompki. Biorąc pod uwagę, że od czasu zjechania z głównej i drogi i rozpoczęcia podjazdu minął mnie tylko  1 samochód i 1 rowerzysta szanse na uzyskanie pomocy były raczej znikome. Perspektywa pchania roweru z górki też nie zachwycała.  Niemniej jednak zmieniłem dętkę i poszedłem. I udało się! Kawałek dalej trafiłem na Niemca pracującego w CERN, żeby było zabawnie, ale co najważniejsze miał pompkę! Chwila konsternacji nastąpiła gdy w kole, mimo moich zabiegów, nie przybywało powietrza. Czyżbym wziął dziurawą, zapasową dętkę? Na szczęście to tylko źle przymocowana pompka - zjazd się udał. Cała wycieczka na Runkeeper

Z francuskich ciekawostek - rozmiary butelek. Zdążyłem się przyzwyczaić, że woda występuje tylko postacią 0,5l, 1l lub 1,5l.. Butelka 1L jest nawet wygodniejsza od tej 0,7 dostępnej w Polsce. Prawdziwie zszokowany byłem butelkami od piwa:


 Od lewej: Warka Strong 0,5L; brakujący ale dostępny Heineken 0,35L; Heineken 0,25L; Heineken 0,15L; wybór rozszerzony :)

sobota, 9 lipca 2011

Pierwszy tydzień pobytu

Skłamałbym mówiąc że upłynął pod znakiem wzmożonej pracy nad projektem do którego zostałem przydzielony w sekcji Magnets Measurements. Było to raczej wędrowanie z jednego końca na drugi celem wypełnienia kolejnego papierka albo uczestnictwa w spotkaniu. Powierzchnia zajmowana jest na tyle duża, że oprócz dróg oznaczonych regularnymi znakami drogowymi istnieje wewnętrzny "autobus" tzw. shuttle service transportujący ludzi po CERN. Pojawia się dość rzadko, więc załapanie się na niego jest niezłym osiągnięciem.
Jak dotąd nie udało mi się odkryć algorytmu numerowania budynków, chyba nie rządzi się to żadnymi prawami. Budynek nr. 30 wcale nie musi znajdować się ani w najbliższym otoczeniu budynku 31 ani nawet w pobliżu. Na szczęście na pierwszym spotkaniu dostaje się mapę zarówno części francuskiej jak i szwajcarskiej.
Ważne informacje: stołówki są 3. Jedna z nich spora, druga mniejsza ale też duża, do trzeciej jeszcze nie trafiłem. Zawsze do wyboru 5 dań głównych ( jednym z nich, jak dotąd, zawsze jest pizza, jedno jest wegetariańskie ) do tego jakieś owoce i inne cuda. Zup nie ma, chyba się tego tu nie jada. Obiad kosztuje w okolicach 10-15CHF.

Z ciekawostek sklepy czynne do 19.30, w niedziele otwarte tylko wybrańcy i to też tylko do okolic południa, regulowane odgórnie? Pojęcia "nonstop" czy "24h" chyba nikt tu nie zna - taka to wolność na tym zachodzie. Nie ma również "normalnego" białego sera, jeśli już to kozi.

W pierwszy weekend pobytu odbyłem krótką wycieczkę do Genewy. Wydaje się że władze miasta robią wszystko aby utrudnić komunikację samochodami. Rozbudowana jest za to komunikacja miejska, a wzdłuż każdej drogi wydzielony jest pas dla rowerów którym poruszają się również skutery. Zdjęcia dostępne tu: https://picasaweb.google.com/114438723528074866796/Genewa20110702?authkey=Gv1sRgCNLy4bzh-tJq

"Królewski biatlon": cz.1 wycieczki na Le Reculet: http://runkeeper.com/user/pejotr/activity/41798531. Ten podjazd całkowicie mnie wykończył, a był to dopiero pierwszy etap.

Tak więc o to jestem stażystą w CERN'ie

Podróż

Wczoraj upłynął pierwszy tydzień mojego pobytu w CERN'nie. Dotarcie na miejsce odbyło się bez żadnych komplikacji. Martwiło mnie tylko w jaki sposób nie zgubić na Genewskim lotnisku i skompletować swój bagaż. Całe szczęście była tylko jedna droga. Zapewne poszło by mi znacznie szybciej i sprawniej gdybym zorientował się, że bagaż nietypowy wyjeżdża na innym taśmociągu :) Pozostałą jeszcze tylko walka z automatem na bilety (system biletowy całkowicie inny niż w Polsce, do tego podziała na strefy w zależności od celu podróży) i znalezienie przystanku dla magicznego, szeroko opisywanego w przeróżnych balladach autobusu "Y". Niestety, hakowanie biletomatu pochłonęło mnie do tego stopnia że musiałem czekać godzinę na następny autobus. Pozostał tylko problem ze znalezieniem odpowiedniej ulicy i mogłem położyć się spać.