poniedziałek, 11 lipca 2011

Dzień #11

Po obowiązkowej wizycie w lokalnej służbie zdrowia, pani doktór z rozbrajającą szczerością przyznała, że wzrok mam słaby nawet w okularach. A pamiętam, że na pierwszym semestrze z końca auli byłem wstanie rozpoznać hieroglify pisane przez dr. Stróżynę. Te czasy minęły bezpowrotnie i wraz z kolejnymi semestrami awansowałem w rzędach w stronę tablicy. Podobno, ubezpieczenie którym jestem objęty umożliwia mi kupienie nowych okularów za 10% ich wartości - może warto spróbować.

Obiad wydają do godziny 13.30, po tej godzinie nie ma czego szukać o czym boleśnie się dziś przekonałem :(

Zauważyłem, że jak dotychczas Genewa i okoliczne miasteczka dysponują 2 rodzajami pogody. Albo słońce świeci tak że dłuższe przebywanie poza cieniem grozi odwodnieniem udarem i poparzeniem, albo po prostu pada i wtedy lepiej na zewnątrz nie wychodzić, jednak ze znaczną przewagą tego pierwszego. Pozytywne są za to poranki i wieczory chłodne i przyjemne. Mimo odległości  ( może w linii prostej nie jest tak daleko, ale przejazd przez miasto jest tragiczny ) udało mi się dziś zaliczyć drugą kąpiel w jeziorze Genewskim.

"Rozległe" tereny zielone wewnątrz CERN czasami wymagają przycięcia trawy i wycięcia chwastów. Stąd prawdopodobnie panowie z kosiarkami. Kawałek dalej, przy ulicy Enrico Fermi (geometrycznie, mniej więcej środek CERN'u Szwajcarskiego) spotkałem za to dużo poważniejszy sprzęt. Ciekawe czy do przeprowadzenia takich prac potrzebny był przetarg.:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz