
Najciekawsza wycieczka tego roku odbyła się w ostatni weekend - 24/25.IX. Ale aby relacja miała sens, trzeba cofnąć się do 23 września, godzin porannych, kiedy to zauważyłem że moje przednie koło pozbawione jest powietrza, całkowicie. Pierwsze co zrobiłem po powrocie do domu to załatałem znaleionią dziurę, pozwoliłem dętce poleżeć przez kilka godzin co by klej sobie zasechł i z czystym sumieniem napompowałem i poszedłem spać. Wielkie było moje zdziwienie o godzinie 5.30 gdy okazało się, że powietrza znowu nie ma... Sytuacja zmusiła mnie do wcześniejszego opuszczenia mieszkania i jechania na tym co mam. Plan był taki napompować koło, dojechać do stacji benzynowej znowu napompować, dojechać na pociąg. Niestety kompresor który zawsze był nagle gdzieś znikł, dopompowałem ręcznie i jakoś dojechałem na stację kolejową. Całe szczęście dzień wcześniej kupiłem dętkę "na wszelki wypadek" - wymieniliśmy w czasie oczekiwania na przesiadkę w Brig.

Główną wycieczkę rozpoczęliśmy od odwiedzenia mostu Diabła ( Pont du Diable ). Jest nawet jakaś legenda czemu zawdzięcza swoją nazwę. Potem ruszyliśmy już w kierunku przełęczy, początkowo było lekko pod górkę. Tak naprawdę wszystko zaczęło się za znakiem informującym ile zostało do przejechania w pionie - niespełna 900m. Podjazd jak podjazd, przeciętnie stromy z płaskimi miejscami tuż przed zakrętami, za to widoki przepiękne. Błąd by popełnił każdy kto by się nie zatrzymał celem zrobienia zdjęcia. Trochę czasu nam to zajęło, na niekorzyść wpływały mijające samochody, motocykle i autobusu. Co zabawne, dość często pojawiał się jakiś samochód typu zjawiskowy jak Ferrari, Masserati. Raz zdarzyło się, że minęła nas seria - kilka Ferrari, Porshe i Corvetta. Zjawisko jest o tyle ciekawe, że zamiast wspinać się na przełęcz, można równie dobrze przejechać na drugą stronę tunelem. Specjalne pociągi wyposażone są w platformy umożliwiające przewóz samochodów. Swoją drogą, tunel ma 15km, więc jak się wjedzie to trochę trwa zanim się wyjedzie.
Wjazd zakończyliśmy przy tabliczce "Furkapass 2436 m n.p.m." - niewiele mniej niż Rysy a to tylko przełęcz. To najwyższe miejsce w moim życiu w jakim byłem i najwyższe w jakim byłem z rowerem, pewnie jeszcze długo tak zostanie. Na miejscu jedna knajpka, widok z tarasu robi wrażenie. Oprócz tego budka z Colą. To z pewnością była najdroższa moja CocaCola jak dotychczas - 4CHF za puszkę.

Zjeżdzając zatrzymywaliśmy się dość często, albo żeby porobić foty, albo żeby dodatkowo się ubrać. Jednym z powodów był również mój rower. Przy dość stromym zjeździe, 30m od zakrętów wybuchła mi tylna dętka - dosłownie wybuchła. Huknęło i nagle jechałem na obręczy. Dobrze że nie miałem pełnej prędkości tylko zwalniałem przed zakrętem, ale mimo wszystko, gdybym stracił równowagę mógłbym trafić pod koła jadącego za mną samochodu. W czasie wymiany okazało się że dętka przebiła się na wylot - z obu stron - niewiarygodne. Z braku innych możliwości trzeba było lepić inną dziurawą dętkę - zresztą tą samą którą miałem w przednim kole gdy jechałem na dworzec... Na szczęście przez ręsztę drogi nic już się nie stało, miałem tylko lęk, że zaraz znowu coś się zepsuje. Zatrzymaliśmy się przy pierwszym napotkanym sklepie rowerowym - nowa dętka kosztowała mnie 10CHF, nie mało muszę przyznać, w Intersporcie były po 3-5EUR. Do miejsca noclegu w Fiesch było już płasko albo nadal z górki, atrakcją była dwuosobowa huśtawka :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Codename: "Pimp my bike: Rewelacje"
Route: day1 day2
Photos (by me and Pimp): ## secret ##
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz