Mój "superwizjer" wybył zaraz na początku sierpnia, Włoch z którym dzielę biuro również znikł na tydzień. Generalnie, wątpliwe jest aby ktoś dostrzegł moją nieobecność. Zastanawiam sie czy w ogóle ktoś tu dziś pracuje, bo jakaś cisza panuje dookoła. Żeby tego bylo mało, dostałem zadanie, które równie dobrze mogę robić miesiąć jak i 2 dni. Moje prośby o wskazanie konkretnie co jest do zrobienia skończyły się na słowotoku z którego wywnioskowałem, że lepiej zająć się sobą. Więc siedzę sobie teraz sam w biurze i patrzę w ten burdel w kodzie tego ich sytemu. Chyba rzadko się zdarza, żeby w jakimś grupowym projekcie pojawiło się tyle konwencji nazewnictwa. Repozytorium niby jest (SVN, pfff), ale i tak wszyscy mają "swoje" wersje na komputerach, do ładu się nie dojdzie. Dziwne błędy, z reguły związane z synchronizacją, pełno "sleep" w kodzie - na windowsie działało, na Linuxie już nie. I tekst który mnie rozwalił:
"I know this class is a crap, a told hundreds of times that it should be rewritten. And now Piotr has to fix it? Have a nice day Piotr"
Przynajmniej lodówka jest na wyposażeniu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz