Do La Fierney dojechaliśmy z Crozet kolejką gondolową - taka przyjemność 7EUR.
Nie obyło się bez strat w ludziach. Jeden z uczestników wycieczki, po z zjeździe Col de Crozet musiał się wycofać z powodu licznych obrażeń które nabył pośrednio w wyniku przegrzania przedniej tarczy hamulcowej - tylniego hamulca nie miał, dodam. W tym momencie już wiedziałem - moje szanse na przeżycie spadły poniżej 40%. Póki było z górki albo lekko pod górę tempo trzymałem, ale jak się zaczął podjazd w Monnetier to był zgon... Po ukończeniu 1,5h wspinaczki:
- Srogi podjazd - powiedział Paweł, czekając co najmniej 40min.
- Muszę odpocząć - odparł zdyszany Doniu i padł na pobliskie kamienie. /* po namyśle stwierdzam, że wysoce prawdopodobne jest iż padły tu jeszcze jakieś niecenzuralne słowa */
Potem co gorsza też nie było z górki, co zresztą widać na przekroju trasy. Na którymś ze zjazdów trafiłem na stopień z kamieni. Droga była tak wyboista, że nie zauważyłem go w porę. W połączeniu z prędkością sprawiło to, że zaliczyłem lot nad przednim kołem, dobrze że buty się wypięły. W sumie to pamiętam tylko zjazd a potem huk lądowania, również na kamieniach. Całe szczęście moje obawy dotyczące złamanej szczęki okazały się fałszywe. Lekko ucierpiała, ale większość wyłapał kask i to on spowodował ten złowrogi dźwięk. Niestety lewa noga przyszorowała miejscami o podłoże. Z Lelexu, pozostał już tylko jeden podjazd pod Col de la Faucille i zjazd do domu. Pomijając drobny fakt, że na każdym szczycie trzeba było na mnie czekać było super :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz