poniedziałek, 12 września 2011

Do pracy rodacy

Urlop dobiegł końca i dziś znowu musiałem przyjść na 8.30 do mojego przestronnego biura celem 8 godzinnego pracowania. Niejmniej jednak czas spędzony w kraju chyba nie mógł być lepiej zorganizowany. W końcu udało mi się wziąć udział w kursie wspinaczkowym, a także dostać papierek uprawniający do odbycia kolejnego. W Warszawie spędziłem w sumie 2 dni. Wiele spraw udało się załatwić, nie wszystkie ale mogło być znacznie gorzej.
Powrót do kraju nieobył się bez niespodzianek. Długa kolejka do jedynego stanowiska kontoli bezpiczeństwa sprawiła, że z loniskowego głośnika usłyszałem swoje nazwisko ponagalające do stawienia sie przy odpowiedniej bramce. Ciekawa była reakcja pracowników portu, poczułem sie jakbym kończył finałowy bieg na 600m na pierwszej pozycji. Generalnie wsiadłem do samolotu z paskiem od spodni jeszcze w rękach.
W Amsterdamie zmuszony byłem zwiedzić lotnisko, bramki B i D dzieli chyba największa możliwa odległość. Czasu było sporo ale dla odmiany wsiadłem do samolotu jako jeden z pierwszych.
Początkowe turbulencje okazały sie wynikiem nadciągającej burzy. Na wysokości kilku kilometrów wszystko stało się jasne - widać było wielką buzową chmurę w której co średni pół sekundy dochodziło do wyładowania - niezły widok. W nagrodę za bycie dzielnym dostałem na pokładzie małego Heinekena.

>> PHOTO <<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz